Jesteśmy na Głodowych Igrzyskach. Tutaj nie ma miejsca na płacz, miłość i współczucie.
– Ranek. Czas wstawać. – powiedział sojusznik. Do kolana ma już przywiązany miecz, a jego palce są zaciśnięte na jego rękojeści. Zawsze gotowy do ataku.
– Tak.. – uśmiechnęłam się blado, otrzepując trawę z kolan i ud. Z góry skapuje woda. Przez dziury w kamiennych ścianach wpadają nieśmiało promienie słoneczne. Uznałam to za dobry znak. Jesteśmy na arenie już bitą dobę. Wyszliśmy z jamy i wzdrygnęłam się lekko. Mimo ładnej pogody było zimno, a przecież mamy na sobie grubą warstwę ubrań. Przypomniały mi się pewne Igrzyska, gdzie był okropny mróz i zero drewna. Trybuci wyginęli wtedy z zimna. Miałam może 8 lat jak to oglądałam. Siedziałam na kolanach mamy, tata był jeszcze na łowach. W najokropniejszych momentach rodzicielka zasłaniała mi ręką oczy, a kiedy śniły mi się potem koszmary, trzymała mnie przez całą noc w ramionach i śpiewała kołysanki. Zginęła na Ćwierćwieczu Poskromienia. Pamiętam, że miała sojusz z Haymitchem Abernathym. Oglądałam to. Mama mogła wrócić do domu, ale po rozwiązaniu umowy zabił ją jakiś zawodowiec. Przez tego chłopaka z Dwunastki. Gdyby nie odszedł, wygrałaby i nie musiałabym teraz być tutaj. Jeżeli jakimś cudem przeżyję, to ją pomszczę – zadecydowałam.
– Pokażesz mi to, co wczoraj widziałaś? – zapytał wreszcie cichym głosem Luc. Skinęłam głową i delikatnie złapałam go za łokieć. Przez kilkanaście minut błądziliśmy po lesie, ale w końcu zobaczyłam znajome przerzedzenie krzaków i szum wody. Odgarnęłam gałązki i oto staliśmy oboje na tej samej górce. Zjechaliśmy na sam dół, do zrujnowanego miasta. Niedaleko jeszcze leżało ścierwo wilka, a śnieg wokół niego przybrał mocno czerwoną barwę. Brązowooki czubkiem buta przewrócił psa na bok. Nic. Nawet draśnięcia. Więc skąd ta krew?
– Wiesz co? – powiedział, przyklękając przy ścierwie. – To nie jest normalne. Ale teraz nie o tym. W lesie jest mało zwierzyny, więc może.. zrobimy mały napad na spiżarnię zawodowców. Co ty na to?
– Zwariowałeś? Jak nas zauważą, będziemy trupami!
– Chyba zapomniałaś, z jakiego jesteś dystryktu. Z Czwórki pochodzą zawodowcy! I to, że Noel oraz ty jesteście wyjątkami, nie oznacza, że oni o tym wiedzą..
– A ty jesteś z Siódemki, więc może pomyślisz o jakimś drewnie, zanim przystąpimy do opracowywania planu? – warknęłam. Lucas przewrócił oczami.
– Masz szczęście, że ukryłem topór w jaskini.
Gdy już trochę się ociepliliśmy, zaczęliśmy omawiać plan. Dosyć niechętnie zgodziłam się na niego. Miałam jutro dostać się do obozu zawodowców. Luc miał mnie obserwować z ukrycia. Musiałam do nich dołączyć, a potem poznać ich zamiary, zabrać gdzieś. W tym czasie sojusznik zabierze ze spiżarni zapasy, po czym pomoże mi uciec.
– Czasami myślę, że po prostu zwariowałeś, wiesz? – zaśmiałam się. W moim sercu narodziła się nadzieja. Może nie wszystko stracone..
***
Taadaam. Ósemka jako zadośćuczynienie za 11 dni przerwy. :) Nie bardzo wiem, jak mi wyszedł ten rozdział. Ja myślę, że w miarę, chociaż nie dzieje się nic specjalnego. Opinię jednak zostawiam wam.
Wiem, że nowy szablon jest tylko tymczasowy, ale i tak muszę to napisać: cudowny! Świetny rozdział, czekam, aż wyjaśnisz, co stało się dokładnie z tym wilkiem, ciekawi mnie to strasznie. Zdziwiła mnie tylko wzmianka o Haymitchu - o ile dobrze pamiętam, miał sojusz tylko z Maysille, która była z 12 i nie miała dzieci.
OdpowiedzUsuńOj, cii. xD Bawiłam się trochę historią igrzysk i.. wyszło.. no to.
UsuńŚwietny, prześwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńZirytowało mnie tylko mieszanie narracji gdzieś na początku, raz był czas przeszły, a raz teraźniejszy.
Szkoda tylko, że tak krótko.
Pozdrawiam,
Cece.
_____
Zapraszam także na happy-hunger-games-cece.blogspot.com , gdzie pojawił się nowy rozdział (:
Mam identyczne uwagi jak w poprzednich komentarzach, mieszanie czasu i wątek z zabitą na igrzyskach mamą xp
OdpowiedzUsuńOprócz tego, rozdział jak zwykle świetny, super pomysł z tymi zawodowcami ^_^
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :>