Znikąd rozbrzmiał hymn Kapitolu. Odważyłam się zerknąć przez okno i na chwilę nawet przestałam oddychać, a serce mi zamarło.
Wśród zdjęć nieznanych mi trybutów zobaczyłam Noela.
Musiałam nie słyszeć wystrzału z armaty. Kto go zabił? – przeszło mi przez myśl. Niby nie łączyła mnie z nim jakaś niezwykła więź, ale chciałam ochronić tego dwunastolatka. Przypomniałam sobie słowa, które wypowiedziałam do niego w pociągu.
Śmierć jest dobra. Wtedy nie masz żadnych zmartwień, nie boisz się o jutro i nie żyjesz ulotną nadzieją, którą trudno zyskać, a łatwo utracić.Zamknęłam oczy i odchyliłam głowę do tyłu i wtedy nawiedza mnie okropna myśl. Nie, Lucas nie byłby w stanie zabić dzieciaka, nawet na Igrzyskach. Nie byłby do tego zdolny. Na chwilę nawet zapominam o wszystkim. O wilkach, o nieodkrytych zakątkach areny, trybutach, czyhających tylko na to, żeby mnie zabić tu i teraz. Bez namysłu pchnęłam drzwi. Muszę się dowiedzieć.
Biegłam, nie zwracając na panującą tu zamieć i wyjących psach. Gdy wreszcie znajduję się w labiryncie zieleni, dostrzegłam, że one wcale nie zwracają uwagi na mnie. Są zaciekawione widokiem o wiele wyżej. Właśnie jeden z nich dotknął łapami podnóża góry. Natychmiast odrzuciło go na może czternaście metrów. Przez chwilę jeszcze nieporadnie machał ogonem, a potem zamarł w bezruchu i opadł bez życia na śnieg. Wokół niego utworzyła się kałuża krwi.
Nie rozumiem. Co się stało? Przecież pole siłowe otaczające arenę nie powoduje ran. Po prostu, od razu umierasz, jeżeli ktoś szybko nie przeprowadzi reanimacji. Bez krwi. Przerażona oddaliłam się od zrujnowanego miasta. Kilka minut gubiłam się w ciemności, jednak w końcu znalazłam Lucasa.
– Gdzie byłaś tak długo? – zapytał, odbierając mi z ręki butelkę wody. Wrzucił do niej jodynę.
– Znalazłam drugą stronę areny. Nikt jej chyba jeszcze nie odkrył. Tam jest zniszczone miasto, a po zamieci śnieżne wilki. I tam, w okolicach gór, jest coś dziwnego.. – szepnęłam bardzo cicho.
– Noel nie żyje, ale to chyba już wiesz, prawda? – odpowiedział po chwili niezręcznej ciszy. Skinęłam głową.
– Jak to się stało?
– Uciekł z jaskini i złapał go zawodowiec. W chwilę później był martwy. – wyjaśnił.
– Skąd to wiesz?
– Wracałem z polowania i.. widziałem go. – odpowiedział. – Chodź do środka. Trzeba coś zjeść.
***
Tak.. nie jest najlepszy.. i dodany całe wieki po poprzednim, ale mam teraz nawał nauki. Jednak teraz wolne i myślę, że już nie będzie takich dużych przerw pomiędzy rozdziałami.
Wow! Dziękuję za 6 obserwujących!
Nie jest najlepszy? Jest super! :D Arena naprawdę wyszła Ci fantastycznie, te wilki, zamieć... i śmierć Noela
OdpowiedzUsuńNawał nauki... skąd ja to znam? xp
pozdrawiam i życzę dużo weny ^_^
Ten rozdział jest świetny, wymyśliłaś bardzo ciekawą arenę. Nie wiem, czy już Ci to kiedyś pisałam, ale ten fragment 'Śmierć jest dobra. Wtedy nie masz żadnych zmartwień, nie boisz się o jutro i nie żyjesz ulotną nadzieją, którą trudno zyskać, a łatwo utracić' jest niesamowity. Ogółem Twoje opowiadanie bardzo szybko się czyta, masz talent.
OdpowiedzUsuńNa szczęście teraz przerwa świąteczna, mam nadzieję że napiszesz kolejne świetne rozdziały. :)
Hej,Julka mam nadzieję,że to ten twój blog.Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuń