sobota, 16 marca 2013

Rozdział 6 ,,Czas start!"

                           Jednak postać przypominająca mojego ojca spojrzała w moją stronę. Mężczyzna wstał i.. wyszedł. Tak po prostu wyszedł. Jeszcze długo po tym siedziałam w bezruchu, nadal wpatrując się w puste krzesło na trybunach.
– To już koniec. Powodzenia, trybuci i dobranoc państwu! – usłyszałam krzyk Ceasar'a, dzięki któremu znów powróciłam do rzeczywistości. Wstałam, a obok mnie pojawili się Strażnicy Pokoju. Hmm.. dawno nie widziani "koledzy". Nie poczułam się ani trochę bezpieczniej w ich towarzystwie. Wręcz przeciwnie. Gdy rzuciłam się na łóżko, niemalże od razu zasnęłam.
                              Rano obudziła mnie ruda awoksa. Ubrałam się i pobiegłam na dół, a stres i strach przepełniał mnie od czubka głowy po palce. Nie chciałam, by ten dzień nastąpił. Jadłam wszystko, co mi dano, myśląc, że na arenie nie będę miała już jedzenia pod dostatkiem.
– Czas iść. – wychrypiała Elisabeth, żegnając się z nami uściskiem.
– Noel.. – szepnęłam do niego. – Uciekaj razem ze mną, dobrze? – zapytałam, głaskając go po głowie. Dwunastolatek tylko kiwnął głową. Po krótkiej podróży pociągiem znaleźliśmy się w czymś w rodzaju podziemi, z dużą ilością różnych wind i korytarzy. Wepchnięto mi w ręce gruby, zielony sweter, czarną kurtkę, ciepłe spodnie, skórzane kozaki i rękawiczki. Miałam włosy uczesane w bardzo wysoki, ciasny kucyk. Ubrałam się i spojrzałam w lustro. To zdecydowanie nie leżało na mnie dobrze, ale nie myślałam o tym. Miałam tylko nadzieję, że na arenie takie odzienie wystarczy, żeby nie zamarznąć na śmierć. Wzięłam głęboki oddech. Nadszedł czas.
Stanęłam na platformie, która po kilkunastu sekundach wyniosła mnie na górę. Na początku nic nie widziałam, oślepiła mnie biel. Jednak w końcu moje oczy przywykły do panującego tu koloru. Rozejrzałam się. Byliśmy na jakiejś górze, panowała tu zamieć. Przed nami, na dole, majaczyła złota budowla Rogu Obfitości, jednak nawet tutaj porozrzucane były gdzie nie gdzie jakieś bronie i plecaki. Na krótką chwilę napełniła mnie radość. Tuż obok mojej platformy leżał trójząb! Nie wierzyłam w swoje szczęście. Za nami był zielony las, który jakimś cudem śnieg omijał, ale mimo to wszędzie panował okropny mróz.
– Gotowi? – krzyknął nieznany mi głos. – Czas start!
                            Rozległy się bojowe krzyki i trybuci rzucili się do Rogu Obfitości. Zgarnęłam szybko trójząb i plecak, po czym pobiegłam ile sił w nogach do lasu. Za mną biegł Noel, który stał obok mnie na platformie. Pomyślałam, że Luca znajdę później. Usłyszałam wystrzał z armaty, a potem drugi i trzeci. Ciekawe, kto umarł, pomyślałam. Chwyciłam chłopca za rękę. Ten las był co najmniej dziwny. Wokół mnie sosny i krzewy rosły tak gęsto, że nie sposób było się przez nie przedrzeć. Czasami teren się zwężał, czasami wręcz przeciwnie. Stąpaliśmy po błocie, gdzieś w tle słyszałam szum sadzawki. Następny wystrzał. Trzeba było się streszczać.
Przyśpieszyłam tempo, jednak nagle wpadliśmy w ślepy, wąski zauek. Wtedy wszystko ułożyło się w logiczną całość. Wsadzili nas do jakiegoś cholernego labiryntu! Gratuluję pomysłowości. Biegłam leśnymi korytarzami nie wiem, ile czasu, ale w końcu i ja, i Noel się zmęczyliśmy. Doskwierał mi lekki głód i pragnienie.
– Przebiegniemy jeszcze kawałek. – wyszeptałam. Nagle zauważyłam, że dziecko miało w dłoni nóż. Nie taki wielki i ostry, ale zwykły nożyk, jakim czasami posługujemy się, by przeciąć liny w Czwartym Dystrykcie. – Dobrze, że też masz broń.
– Chyba tak. – odszepnął Noel. Nagle zobaczyłam postać biegnącą w naszą stronę. Przygotowałam trójząb i przyśpieszyliśmy tempa. Jednak ów człowiek zbliżał się bardzo szybko. Dwunastolatek ścisnął kurczowo moją rękę.
– Hej! – powiedział mężczyzna, a ja od razu rozpoznałam ten głos. To Lucas! Znalazł nas! Jak? Nie ważne. Stanęłam. – Cher, biegnę za tobą odkąd tylko zdobyłem broń przy Rogu Obfitości. Zauważyłaś, że w tym lesie jest coś nie tak? – zapytał, zatrzymując się przede mną.
– To leśny labirynt. – odparłam. – Jestem tego pewna.
– Lepiej upolujmy coś do jedzenia. Niedługo się ściemni i na pewno ta zamieć, która panowała na górze, przejdzie na las. Inaczej organizatorzy Igrzysk nie byliby sobą. Ostatnio widziałem tu gdzieś łanię.. – jednak jego wypowiedź przerwał huk z armaty.
– Lucas, trzeba się oddalić. Wszędzie mogą czaić się zawodowcy. – szepnęłam. Kiwnął głową i biegliśmy już w trójkę. Po jakimś czasie zauważyliśmy, że słońce zachodzi.
                          – Teraz chyba możemy się zatrzymać. – zadecydował Luc. – Co powiecie na przenocowanie w tej jaskini?
– Mi pasuje. – powiedziałam. – Pójdę po wodę.
– Ok. Ja coś upoluję. – odpowiedział i rozeszliśmy się, wszyscy w swoją stronę. Znalazłam w plecaku pustą butelkę. Ostrożnie, nie wypuszczając ani na chwilę trójzębu z ręki, szukałam strumyka, którego szum uparcie cały czas słyszałam. W lesie było cicho. Nagle jednak znalazłam wyjście z labiryntu. Wyglądało to identycznie jak przy Rogu Obfitości, z tym wyjątkiem, że było tu pusto, nie szalała zamieć i oczywiście brakowało Rogu. Zjechałam na dół i znalazłam ów strumień. Nabrałam wody, jednak szłam nadal dalej. Zobaczyłam kolejną, niższą górkę pokrytą śniegiem, a w dole.. zrujnowane miasto.
Czy ta arena przestanie mnie wreszcie zaskakiwać?!

***

Rozdział głównie poświęcony opisowi areny, ale w następnym rozdziale już więcej walki. Dziękuję za trzech obserwujących i trzy komentarze pod poprzednią notką. :D

4 komentarze :

  1. Ładny blog. Podoba mi się. Oczywiście obserwuję u sb i będę komentować i zaglądać. Mam nadzieję, że się odwdzięczysz^^ Pozdrawiam:) miss-hanuss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger Award!
    Zapraszam do mnie, gdzie wszystkiego się dowiesz.
    http://happy-hunger-games-cece.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Cece.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż nie wiem co napisać... świetne! Po prostu świetne! :D Arena Ci wyszła naprawdę fantastycznie, co chwila czymś zaskakujesz, nie mogę się doczekać dalszej części ^_^
    pozdrawiam i życzę weny :>

    OdpowiedzUsuń

SPAM to zuuo. Spróbuj tylko wkleić link na swojego bloga, nie napisawszy przedtem nic o rozdziale, to wybacz, ale nie ręczę za siebie. Przecież nie po to spędzam czas, starając się dobrze pociągnąć akcję, żebyś ty nawet nie zerknął na moje wypociny!

Widzowie